Dlaczego ciastko chce z Tobą rozmawiać? Czy profesjonalista wzrusza się na reklamach? O magii reklam rozmawiamy z Ireną Mrozek z bloga ZjadamyReklamy.blox.pl.
Spis treści
Prowadzisz bloga od… mam wrażenie, że od zawsze. Kiedy zaczęłaś i jak to się właściwie stało, że zostałaś blogerką?
– Tak, mi się też zdawało, że od zawsze, ale okazało się, że jednak od maja 2005 roku. Blogerką zostałam, bo nie było wtedy chyba żadnego polskiego bloga stricte o reklamie, no i uważałam, że mam coś do powiedzenia. To ostatnie chyba się zmieniło, bo – jak pewnie widziałaś – od jakiegoś czasu moje dokonania blogerskie są raczej marne.
Pracujesz jako copywriter, więc oglądanie reklam i komunikacji marketingowej leży w Twoich obowiązkach. Co było pierwsze? Fascynacja reklamami, a potem pomysł na związanie z tym życia zawodowego, czy odwrotnie?
– Było dokładnie, jak mówisz – najpierw fascynacja reklamami i zbyt wiele pomysłów w głowie, które bardzo chciałam z siebie wyrzucić i to nie do szuflady. Do tego doszedł mit branży, która pociąga wielu młodych kreatywnych (tudzież odstających od reszty, przynajmniej w swoich głowach).
Czy praca w marketingu nadal Cię fascynuje, czy powoli pojawia się rutyna?
– W reklamie pracuję od około 10 lat, więc trudno, żeby rutyna się nie pojawiała. Zazwyczaj jednak daję się porwać kolejnemu pomysłowi i zniechęcenie znika – do następnego razu.
Obserwuję trend, że osoby kilka lat pracujące w korporacjach nagle rzucają wirtualne życie i pragną robić coś „prawdziwego” – nie masz czasem ochoty na wyjazd w Bieszczady i hodowlę kóz?
– Korporacje mają to do siebie, że wysysają człowieka. Jeśli dodamy do tego właśnie pojawiającą się rutynę i wrażenie, że nie robi się nic naprawdę ważnego i nic ważnego po sobie nie zostawia, to ucieczka w Bieszczady zaczyna być dobrym pomysłem. Ja częściej myślę o Mazurach 😉
Pracujesz dla dużej agencji a jednocześnie masz już spore portfolio – nie myślałaś o własnej agencji kreatywnej?
– Pojawiały się takie pomysły, ale wolę wymyślać i pisać, niż zarządzać.
Co ludzi fascynuje w reklamach? Czemu o nich piszą, oglądają je w kinie na maratonach, cytują je?
– Z tą fascynacją reklamami bym uważała, bo tak naprawdę fascynuje się nimi głównie branża reklamowa i marketingowcy. Nam się oczywiście wydaje, że ten temat ciekawi wszystkich, ale to myślenie życzeniowe, nieco się oszukujemy, że tworzymy „dla ludzi”. Z kolei cytowanie wynika po prostu z tego, że gdy coś jest często powtarzane i dobrze napisane wpada nam w ucho, a potem do słownika. Wejście takiego tekstu z reklamy do powszechnie używanego języka to marzenie wielu.
Czy masz jakiś prywatny top 5 reklam? Zdradzisz nam te najbardziej ulubione?
– Od wielu lat niezmiennie uwielbiam Big Ad Carlton Draught i reklamę Skittles z królikiem, to taki stały top 2. Z trochę nowszych na pewno cała seria Direct TV, Vytautas Mineral Water, VH1 Anti-Bullying i Cadbury Milk.
W Twoim topie reklam jest sama zagranica – czy jakaś polska reklama ostatnio wpadła Ci w oko? Pozytywnie?
– Nie oglądam zbyt wiele polskich reklam, bo nie mam telewizji, ale z tego co widziałam na on-linowych playerach, reklamy Żubra mają się wciąż świetnie, za co – po takim czasie trwania formatu – uchylam kapelusza przed kreatywnymi.
Czy był jakiś trend w reklamie, który bardzo Ci pasował i żałujesz, że przeminął? Albo odwrotnie, jakaś denerwująca moda?
– Nie było chyba takiego trendu, zresztą w reklamie mody, o ile się sprawdzają, nie znikają, raczej są modyfikowane. Wystarczy spojrzeć na kampanie nagradzane na Cannes Lions – one tak naprawdę łatwo wpadają w szufladki z konkretnymi kierunkami. Są nawet firmy, które te trendy i schematy analizują, żeby później sprzedać tę wiedzę agencjom za ciężkie pieniądze. Za to czekam z niecierpliwością na koniec personifikacji wszystkiego – każda dziura, plama, bakteria, kawa i ciastko teraz z Tobą rozmawiają, a ja już nie chcę słuchać, co mają do powiedzenia. Zaczynam też być zmęczona tym, że każda reklama chce ze mnie wycisnąć jak najwięcej łez i ja się na to nabieram, a jednocześnie sama na siebie wkurzam, że mnie to rusza. Chciałabym już skończyć z tym rozdwojeniem jaźni.
Jesteś znawcą reklam (choćbyś nie chciała) – może stworzyłaś na własne potrzeby kategoryzację reklam? Podzielisz się?
– Nie mam takiej kategoryzacji, ale kiedy się nad tym zastanawiam i oglądam reklamy, to myślę, że wyróżniłabym dwa typy – te, na które żałuję, że nie wpadłam i te, pod którymi bym się nigdy nie podpisała. Reszta umyka nie tylko mi, ale pewnie też zwykłym widzom bloków reklamowych.
Zapewne oglądałaś serial „Mad Men”, pracujesz w agencji reklamowej – jak ma się proces twórczy z serialu do rzeczywistości?
– Teraz chyba wyjdzie szydło z worka, bo szczerze powiedziawszy obejrzałam może ze trzy odcinki „Mad Menów” i jakoś się nie wciągnęłam, chociaż zachwyciłam się genialnym wystylizowaniem każdego elementu w tym serialu. Nie pamiętam czemu tak szybko skończyłam przygodę z MM, ale chyba był czas na coroczne przerobienie całego Dr Who.
Co Cię inspiruje na co dzień?
– Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale wszystko. Poczynając od postów na Facebooku, przez snapy, rozmowy ze znajomymi, artykuły i książki, a kończąc na kreskówkach.
Co poradziłabyś osobie, która siedząc na kanapie myśli: pfff, kto to wymyślił? Ja wymyśliłbym tę reklamę lepiej… Jak zacząć? Co zrobić, by tworzyć reklamy?
– Jeśli chodzi o radę, to poradziłabym, żeby zachowała dużo tej pewności siebie, bo dzięki temu będzie miała z czego schodzić, jak zacznie pracować w agencji. A jak zacząć? Zaczepić się w agencji, tak można się najwięcej i najszybciej nauczyć, ale też zobaczyć, że to, co widzimy w bloku reklamowym w 99% przypadków przechodzi przez taki młyn, że często bardzo różni się od pierwotnego pomysłu. I copywriter, który tę reklamę wymyślił zazwyczaj też uważa, że zrobiłby to lepiej.
***
Kim jest Irena Mrozek
W reklamie od ponad 10 lat – i jako freelancer, i copywriter po stronie klienta, i po stronie agencji. Wciąż uwielbia wymyślanie i – jak każdy szanujący się copywriter – pisze książki do szuflady.