Konkurs na dyrektora kreatywnego jednego z największych serwisów pornograficznych na świecie nie potrzebował dużej reklamy, aby był na ustach wszystkich. W Polsce szczególnie głośno stało się o nim w momencie, gdy okazało się, że jedna z przesłanych prac została stworzona przez rodzimych autorów, a w dodatku… otrzymała najwięcej głosów. Dlaczego w takim razie nie wygrała i co na ten temat uważają sami twórcy?
Nie zostaniecie dyrektorami kreatywnymi największego, globalnego serwisu dla dorosłych. Co teraz, świat się zawalił? Był płacz? Będziecie się odwoływać od wyników?
Piotrek: Dla mnie wyniki nie były specjalnym zaskoczeniem. Oczywiście, mam na myśli naszą przegraną, bo z pewnością nie pracę, która zwyciężyła. Nie mówiłem tego głośno, ale wielokrotna zmiana daty ogłoszenia rezultatów i wiążące się z tym tygodnie oczekiwań, a przede wszystkim mail od organizatorów mówiący, że rozpoczęto głosowanie (wysłany 2 tygodnie po jego rozpoczęciu, kiedy mieliśmy ich już kilka tysięcy), dały mi do zrozumienia, że twórcy konkursu mają inne zdanie niż internauci.
Marcin: Nie mówiąc o tym, że na stronie konkursu… nadal nie ma wyników. Dowiedzieliśmy się o zajęciu drugiego miejsca w taki sposób, jak Barack Obama o tym, że minister Sikorski zrobił mu łaskę – z mediów. Niestety, gdy ustalano rezultat tego konkursu, Pan Zdzisław Kręcina był już na mundialu, więc nie mógł pomóc polskiej racji stanu. A czy się odwołamy? Właściwie to już to zrobiliśmy, tworząc grafikę, która pokazuje, co komunikuje zwycięska praca. Nie wysłaliśmy jej do PornHuba, żeby nie wyjść na buraków, ale głównej Wykopu (z płomykiem) nie mogliśmy sobie odmówić 😉
Marcin Sikorski kieruje projektami marketingowymi w Wydawnictwie Otwartym, ale jego największą pasją są działania kreatywne i niestandardowe. Dwukrotnie nagradzany przez Klub Twórców Reklamy oraz w konkursie kreatywności w reklamie „Kreatura”. Wcześniej współpracował z „Wydarzeniami” TV Polsat i „Studiem Reportażu” Polskiego Radia oraz agencją reklamową EMLAB. Współtwórca i redaktor „Nagłówków nie do ogarnięcia”, w 2006 roku zainicjował powstanie plebiscytu MediaTory – Studenckie Nagrody Dziennikarskie, którym przez 6 lat zarządzał. Piotr Cebo to inżynier geodeta, obecnie kontynuuje naukę na specjalizacji geoinformatyka, fotogrametria i teledetekcja na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Od kilku lat pracuje jako grafik freenlancer m.in. dla magazynów, agencji PR i organizacji non-profit. W latach 2011-2013 współorganizował MediaTory – Studenckie Nagrody Dziennikarskie, gdzie sprawował funkcję m.in. dyrektora technicznego.
Dlaczego ten konkurs? Nie lepiej było wziąć udział we współzawodnictwie na kolejne logo dla Polski? A może taka rywalizacja to dla Was chleb powszedni?
P: Pytanie ewidentnie do Marcina. Sam go nigdy o to nie zapytałem. Ja tylko wprowadziłem w życie jego pomysł, wydaje mi się, że mocno spontaniczny.
M: Przeczytałem o konkursie na Time.com (na stronie PornHuba nie było o tym info, naprawdę;)). Wszedłem na stronę i urzekły mnie: sam koncept tej akcji (jako świetne przedsięwzięcie reklamowe samo w sobie), identyfikacja graficzna konkursu oraz pierwsze nadesłane prace. Przede wszystkim, niewidomy facet, idący z łaską, tzn. laską, mówiący: „Było warto”, zmiażdżył system, więc postanowiłem podjąć wyzwanie Actimela. Piotrek zapomniał dodać, że nie chciało mu się wykonywać tej grafiki i musiałem go trochę zmuszać. Ale jak już zaczął, to uwierzył w jej moc 😉 A dzięki jego lenistwu mamy dodatkowy smaczek do opowiadania na mieście tłumom fanek. Potrzebujemy tylko tych tłumów.
P: W konkursach nie startujemy, ale może najwyższy czas zacząć.
M: „Mieli robić karierę w pornobiznesie, teraz tworzą nowe logo dla Polski”. Dobry nagłówek, będzie się klikał – możemy startować.
Teoretycznie, temat daje duże pole do popisu, ale bardzo łatwo o przekroczenie granicy dobrego smaku i „szczucie cycem”. Wasza kreacja jest minimalistyczna i wszystko mówiąca. Jak wpadliście na ten pomysł? Czy to była to jedyna idea? Jeśli nie, to możecie powiedzieć o innych?
M: Wojciech Mann tłumaczył kiedyś, że odszedł z „Szansy na sukces”, bo nawiedził go we śnie Jan Paweł Woronicz i powiedział „już czas”. Mnie widocznie też ktoś musiał nawiedzić. Niestety, nie pamiętam kto. Całość procesu kreatywnego zajęła jakieś 4 minuty. Ale to pewnie dlatego, że jestem fanem prostych, bliskich życiu insightów. One najbardziej trafiają do ludzi. Mój pierwszy KTR był właśnie za reklamę prasową, w której czytelnicy magazynu mogli dosłownie poczuć/zobaczyć/doświadczyć organoleptycznie, ile stron dostają za darmo, kupując pismo w prenumeracie. A tak właśnie każdy sobie to przelicza („ile oszczędzę?”). Nie wiem, jak nikt wcześniej mógł na to nie wpaść. To samo z PornHubem. W życiu rzadko „nic” oznacza „nic”.
P: Ja tylko dodam, że większość prac była nieprzyjemnie dosłowna i dla mnie najważniejsze jest to, że nasza była zupełnie inna. Dzięki temu nie muszę się jej wstydzić.
Jak wyobrażalibyście sobie swoją pracę dyrektora kreatywnego w PornHub, jeśli byście wygrali?
M: Tak na serio to myślę, że ani nasza, ani żadna inna kampania nie byłaby/nie będzie zrealizowana z powodów prawnych. I nieważne, jak bardzo byłaby subtelna. Podmiotem zlecającym nadal będzie serwis porno, więc na pewno zostanie zabroniona. Nie wiem zatem, co byśmy robili. Pewnie… nic.
Czym zajmujecie się na co dzień? Można Was nazwać teamem kreatywnym?
P: Ja studiuję, w wolnych chwilach pracując jako grafik freelancer. Czasem także z Marcinem. Duetem kreatywnym bym nas nie nazwał, chociaż kilka rzeczy razem zrobiliśmy.
M: Ja kieruję projektami marketingowymi w Wydawnictwie Otwartym (Grupa Wydawnicza ZNAK) i współtworzę z dwójką znajomych fanpage „Nagłówki nie do ogarnięcia”. Czasem prowadzę szkolenia i robię profesjonalne prezentacje w PowerPoincie. Zdarza się, że zamawiam u Piotrka różne graficzne rzeczy.
Jednak poznaliśmy się przy okazji MediaTorów, które zainicjowałem jeszcze na studiach, a do których Piotrek dołączył kilka lat później jako grafik. To był dla nas szok – profesjonalny i kreatywny twórca w organizacji non-profit to jest skarb!
Kiedy startujecie z własną agencją kreatywną Nie Do Ogarnięcia?
P: Marcin?
M: Tak… na „Nagłówkach” trąbimy o tej agencji. To takie moje marzenie, żeby zajmować się wyłącznie komunikacją zgodnie z zasadą „NBDB” (Never been done before), czyli na listy „Prosimy o standardową kampanię” móc odpisać potencjalnemu Klientowi „Przykro nam, ale pomylili Państwo adresy”, albo „Przepraszam, zapewne zapomnieli Państwo dodać „nie” przed słowem «standardową»”. Może kiedyś… Choć z tego, co się orientowałem, u ludzi z tzw. branży, z odwagą u Klientów agencji reklamowych w Polsce bywa kiepsko. Niedawno zobaczyłem na mieście kampanię „Hochland. SERdeczny z natury”, a wcześniej: „Profi. Nie miałam tego w ustach”. Nie o taką Polskę walczyliśmy. Ale jeśli ktoś uważa, że to bzdura i jest gotowy na kampanię reklamową nie do ogarnięcia, niech pierwszy rzuci briefem na: agencja@niedoogarniecia.pl (mam nadzieję, że do daty publikacji wywiadu zdążę założyć taki mail).
Kiedy AMA na Wykopie?
M: Jak tylko będziemy mieć coś ciekawego do powiedzenia. Obawiam się, że może Pani tego nie dożyć.
Rozmawiała Małgorzata Litorowicz