Marketing za przyzwoleniem, czyli jak zmienić obcych ludzi w znajomych, a znajomych w klientów. Brzmi ciekawie, prawda? Niestety zachęcający opis i tematyka książki nie ma odzwierciedlenia w jej zawartości.
Każdy marketer spotkał się w swoim życiu zawodowym z zarzutem, że jego działania opierają się na „mydleniu ludziom oczu w irytujący sposób po to, by sprzedać nieciekawy produkt”. Seth Godin nazywa takie poczynania marketingiem przeszkadzającym, stanowiącym gorszą wersję unowocześnionego marketingu za przyzwoleniem. Ten natomiast, w jego ocenie, jest receptą na niską sprzedaż i problemy wizerunkowe.
Czytając tę książkę można mieć czasem wrażenie, że jest ona niczym innym jak marketingowym odpowiednikiem Harry’ego Pottera. Kwestionowanie zasadności tradycyjnych rozwiązań marketingowych, wieszczenie upadku mass media, czy sugerowanie, iż najlepszą metodą promocji jest wysyłanie indywidualnych listów do odbiorców – to wszystko brzmi jak streszczenie pozycji fantasy. Jedynym usprawiedliwieniem jest fakt, że książka w oryginale pojawiła się w 1999 roku – przetłumaczona 15 lat później i wydana w Polsce zdecydowanie traci na wartości szczególnie w tak dynamicznej dziedzinie, jaką jest marketing.
Treść zawarta w ponad 200 stronicowej książce bez problemu mogłaby zostać skondensowana do niezbyt obszernego artykułu – jej założenia są dość proste i zrozumiałe, a autor ma chwilami problem z określeniem odbiorcy swojego dzieła – momentami zwraca się do doświadczonego marketera, który powinien spróbować innych rozwiązań, innych razem do konsumenta nieświadomego marketingowych trików. Wszystko to powoduje, że ceniony autor staje się niewiarygodny i zniechęca do dalszej lektury.
„Marketing za przyzwoleniem” ma oczywiście również swoje plusy. Ciekawostkę stanowi historia pochodzenia słowa SPAM, szeroko omówione programy lojalnościowe i skuteczność ich poszczególnych odmian (w tym przypadku problematyka jest wciąż aktualna) oraz przykłady znanych firm, które swego czasu popełniły błędy, za które musiały słono zapłacić. Książkę czyta się szybko i dość przyjemnie, a powtarzana stale mantra „klientowi nie należy się narzucać” być może skłoni do refleksji osoby, które rozważały w najbliższym czasie masowe działania promocyjne skierowane do zupełnie przypadkowych odbiorców.
Pozycja Setha Godina była z pewnością nowatorska kilkanaście lat temu, teraz może co najwyżej wywołać uśmiech na twarzy i refleksję, że jednak nie wszystkie tendencje w marketingu są możliwe do przewidzenia. Lektura ta może stanowić odmianę dla innych pozycji marketingowych przez wzgląd na lekki język i inne spojrzenie na problematykę. Ktoś kto jednak pokłada w niej większe nadzieje, będzie srogo zawiedziony.
Seth Godin, „Marketing za przyzwoleniem. Jak zmienić obcych ludzi w znajomych, a znajomych w klientów”, wydawnictwo Helion 2014.