Choć wykreował jedną z najpopularniejszych postaci polskiego YouTube’a, nie odcina kuponów od sławy. Dawid Rycąbel, szerzej znany jako NaffNaff, autor serii filmów „Kopsnij Drina”z Wiesławem Wszywką, od sieciowej sławy woli domową montażownię i pracę kinooperatora w studyjnym kinie.
Admonkey: Producentem, operatorem, scenarzystą – kim jesteś w pierwszej kolejności?
NaffNaff: Na pewno jestem producentem, siłą rzeczy muszę nim być, bo tworzę swoje filmy samodzielnie, od scenariusza przez zdjęcia do montażu. Wcześniej robiłem je z kolegami, ale ekipa się rozpadła, więc dziś sam odpowiadam za wszystko. Lubię pracować z osobami znającymi się na rzeczy, ale do tej pory nie udało mi się znaleźć odpowiednich współpracowników.
Zdecydowanie najlepiej czuję się w montażu – to moja najmocniejsza strona. Na drugim miejscu umieściłbym reżyserię, ale tu mam jeszcze sporo do nauczenia.
Na dzień dzisiejszy żyjesz z robienia filmów, YouTube dokłada się do Twojego budżetu w dużym stopniu?
Nie, to moje hobby i dodatkowe zajęcie. Na co dzień pracuję w kinie w Złotoryi jako kinooperator, więc siłą rzeczy oglądam ich dużo i chyba właśnie dzięki temu zacząłem interesować się samodzielnym robieniem filmów. W pewnym momencie, po obejrzeniu jednego tytułu kilka razy, zacząłem zwracać uwagę nie na fabułę, ale aspekty techniczne – jak nakręcono dane ujęcie, jak ten czy inny efekt został uzyskany. Zacząłem też szukać wpadek w filmach, na przykład przedmiotów, które nagle „znikały” z ujęć. Przy okazji, wpadki zdecydowanie łatwiej dostrzec w polskich filmach, w amerykańskich to bardzo trudne.
A jeśli chodzi o pieniądze, nie mogę powiedzieć, że YouTube w znacznym stopniu dokłada się do mojego budżetu. Przed pojawieniem się serii „Kopsnij Drina” to były naprawdę marne grosze, miesięcznie nie przekraczały nawet progu wypłacalności kanału. Dzięki popularności filmów z panem Wiesławem sytuacja oczywiście się zmieniła, ale wszystkie zebrane w ten sposób środki będę przekazywał na cele charytatywne, nie zamierzam zatrzymywać ich dla siebie.
A jak w ogóle trafiłeś na YouTube?
Pierwszy film wrzuciłem bodajże w 2006 roku, więc możliwe, że mam najstarszy kanał spośród wszystkich polskich youtuberów. Nakręciłem go wspólnie z kolegami i postanowiliśmy opublikować go w internecie. Tak trafiłem na YouTube, który wtedy dopiero raczkował (serwis istnieje od lutego 2005 roku – przyp. red.). W tamtym czasie szokiem dla mnie było samo to, że po zrobieniu filmu można po prostu wrzucić go do sieci, a inni go zobaczą, to było coś niesamowitego.
Tak właśnie się zaczęło, z czasem filmy, które robiliśmy wspólnie zaczęły być coraz bardziej profesjonalne, pojawił się nowy sprzęt, a to, co traktowałem jako zabawę zaczęło być moją pasją.
Twój kanał został założony w 2006 roku, czyli w czasach gdy pojęcie youtubera w Polskim języku w ogóle nie istniało. Prawie dekadę później autorzy filmów powoli zaczynają dominować w blogosferze – jak to się stało?
Momentem przełomowym, moim zdaniem, było wprowadzenie możliwości zarabiania na filmach. Wcześniej nawet ja, siedząc na YouTube tyle lat, nie przykładałem wielkiej wagi do subskrypcji, nie było walki o liczbę wyświetleń, o fanów – cieszyło samo to, że ktokolwiek zobaczył Twój film. Teraz powstaje sporo kanałów nastawionych na zarabianie, a youtuberzy zaczynają wyrastać prawie jak grzyby po deszczu.
Z drugiej strony, to niekoniecznie musi być coś złego. Fajnie jest zarabiać na swojej pasji, a dla niektórych pieniądze są impulsem do zrobienia czegoś kreatywnego.
„Siedzisz” w środowisku youtuberów, jeździsz na blogerskie imprezy, w ogóle interesuje Cię ten światek?
Nie, jestem na marginesie, nie wchodzę we współpracę z innymi youtuberami, nie jeżdżę na meetupy, spotkania z fanami. Trzymam się z boku i po prostu robię to, co lubię.
Nie zauważyłam też, żebyś współpracował z markami – to kwestia braku fajnych propozycji, czy taka forma promocji Ci nie odpowiada?
Nie nawiązywałem żadnych współpracy, poza jedną siecią partnerską. Nie robię tego z braku propozycji, ale po prostu nie chcę być kojarzony z konkretną marką czy produktem, choć wiem, że youtuberzy często wchodzą w takie współprace – mi się to nie podoba.
Zauważyłem, że część wręcz tworzy filmy podporządkowane danej marce, niby w swoim stylu, ale z bardzo wyraźną wstawką sponsorską. Nie lubię czegoś takiego w filmach, moim zdaniem YouTube powinien być wolny od komercji na tyle, na ile to możliwe. Nie mam nic przeciwko reklamom w serwisie, ale uważam, że w treści filmów nie powinno ich być. Ja takiej oferty bym nie przyjął.
To bardzo nietypowy pogląd, zwłaszcza, że po niedawnym sukcesie serii filmów z Wiesławem Wszywką mogłoby się wydawać, że zechcesz jakoś go zmonetyzować.
Na początku o tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że nie chcę się sprzedawać. Nie lubię robić czegoś na siłę i pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Zdecydowanie wyżej cenię sobie możliwość tworzenia i robienia tego, co lubię.
Twoje filmy mają przede wszystkim śmieszyć i bawić i takie produkcje cieszą się na YouTube zdecydowanie największą popularnością. W jakim momencie poczułeś, że przestałeś robić filmy „do szuflady”, że w tym, co wrzucasz do sieci jest potencjał?
Takiego momentu nie było, ponieważ nie robię filmów dla oglądalności – tworzę to, co jest fajne dla mnie. Często bywało tak, że mi pomysł się bardzo podobał, a widzom niekoniecznie, ale mnie to nie zraża, bo nie lubię robić rzeczy pod publiczkę. Z drugiej strony, bardzo cenię sobie pozytywne komentarze pod filmami, bo motywują mnie do pracy. Oczywiście są też opinie negatywne i niestety to one bardziej zapadają mi w pamięć. Na nie też częściej reaguję, zwłaszcza jeśli dotyczą spraw technicznych i są konstruktywne.
Skoro już wspomniałam o potencjale, dochodzimy do powodu Twojej sieciowej sławy, czyli serii filmów „Kopsnij Drina”. Prawie każdy z nich zanotował ponad milion wyświetleń, a rekordowy „Wielki Test Drinków” – ponad 1,6 miliona. Spodziewałeś się takiego sukcesu?
Nie spodziewałem się w ogóle, zwłaszcza, że miało się skończyć na jednym odcinku. Pierwotnie to miała być kolejna z serii parodii znanych youtuberów, które robiłem od jakiegoś czasu. Chciałem sparodiować kanał Tomasza Kopyry, który testuje piwa, no i w moim filmie pan Wiesław miał wystąpić w roli eksperta od tanich win.
Kiedy po wrzuceniu pierwszego filmu na YouTube zobaczyłem, że po jednym dniu ma 150 tysięcy wyświetleń, gdzie wcześniej po dwóch dniach mogłem liczyć na 5, maksymalnie 10 tysięcy, nie mogłem tego zignorować. Postanowiłem pójść za ciosem.
Na robieniu filmów zjadłeś zęby, ale przyznajesz, że tak ogromna popularność „Kopsnij Drina” Cię zaskoczyła. Dziś już wiesz, co zagrało?
Najlepiej zagrał oczywiście pan Wiesław, choć nie można mówić, żeby grał, ponieważ przez cały czas był bardzo naturalny i myślę, że właśnie ta swoboda ujęła widzów. Jego reakcje ani wypowiedzi nie były w żaden sposób reżyserowane, można powiedzieć, że mówił to, co mu ślina na język przyniosła. Podczas kręcenia czasem próbowałem coś sugerować, ale te wstawki kompletnie się nie udawały. Myślę, że jego naturalność najbardziej wszystkich urzekła.
A może sęk tkwi w tym, że z takim „bohaterem” może identyfikować się większą grupa widzów? Na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że ten humor przemawia do mnie znacznie bardziej, niż ten, który prezentowałeś wcześniej i moi znajomi, czyli ludzie dobiegający trzydziestki, uważają podobnie.
To prawda, moje wcześniejsze filmy trafiały raczej do młodszych widzów, a pan Wiesław rzeczywiście przypadł do gustu starszej publiczności. Po ośmiu odcinkach liczba subskrybentów mojego kanału podskoczyła z 20 do ponad 100 tysięcy, co też było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i wcześniej pozostawało raczej w sferze marzeń. Oczywiście, jak wspomniałem wcześniej, subskrypcje nie są dla mnie celem samym sobie, to po prostu bardzo miłe, że tylu ludziom podoba się to, co robię.
Bardzo cieszy mnie też pozytywny odbiór samego pana Wiesława, bo bałem się, że może wywoływać różne reakcje, także negatywne. Poniekąd z tego powodu z nakręceniem pierwszego filmu nosiłem się kilka miesięcy. Początkowo sam chciałem wystąpić w tej parodii, czyli usiąść na ławeczce i testować, ale stwierdziłem, że jeśli zaangażuję w to pana Wiesława, który pojawiał się w moich filmikach już wcześniej, efekt będzie bardziej autentyczny. W końcu kto przetestuje tanie wina lepiej, niż ich koneser? Pan Wiesław był oczywiście bardzo chętny do występu przed kamerą, z resztą jest do tej pory.
Twój kanał, może wyjmując „Kopsnij Drina”, wydaje się trafiać lepiej do młodszych widzów i ich poczucia humoru. Czy w tym kontekście stworzenie serii filmów, których motywem przewodnim był alkohol, a głównym bohaterem jego „smakosz”, nie wydawał Ci się kontrowersyjny?
Wątpliwości nie miałem, bo zakładałem, że to będzie jeden filmik. Później, gdy powstawały kolejne zauważyłem, kto jest ich głównym odbiorcą – zaczęły pojawiać się w serwisach typu Wykop czy Joe Monster, a tam dominują starsi użytkownicy i rzeczywiście to oni oglądali je najczęściej. Młodsi widzowie pisali wręcz, że poprzednie filmy znacznie bardziej im się podobały, ale starsi namawiali mnie do kontynuacji serii.
Mimo to poniekąd miałem poczucie, że, używając wielkich słów, „demoralizuję młodzież” i to też było jedną z przyczyn, dla których zadecydowałem o zakończeniu tej serii. Z drugiej strony, kiedy oglądam kanały typu „Z dupy” nieco przeraża mnie to, że adresatami tych filmów są młodzi ludzie, którym przekazuje się takie treści.
Kanał w zasadzie z dnia na dzień stał się ogromnie popularny – czy ta sytuacja w jakiś sposób wpłynęła na Twoje życie, np. zawodowe?
Zmieniło się tylko tyle, że ludzie częściej zaczepiają mnie na ulicy, więc pojawiła się rozpoznawalność. Propozycji zawodowych nie miałem.
Wydajesz się bardzo zdystansowany wobec swojego nagłego sukcesu.
Nie powiem, że przyjąłem to naturalnie, ale naprawdę niewiele się zmieniło, może poza tym, że pewne sprawy przemyślałem. Dalej będę publikował treści humorystyczne, a więc takie, jak dotychczas, choć robię też inne rzeczy, np. filmy dokumentalne, ale nie wrzucam ich na kanał, bo wiem, że do niego nie pasują. YouTube jest moja odskocznią od tego, co robię na co dzień i tak pozostanie.
A jakie kanały sam oglądasz?
Lubię inne śmieszne filmy, ale też kanały tematyczne. Ostatnio polubiłem Włodka Markowicza, oglądam też Retrospekcję, kanał z recenzjami filmów amerykańskich, ale nie lubię gamerów – oglądanie kogoś, kto gra w grę mnie nie bawi, nie rozumiem tego fenomenu.
A jeśli chodzi o filmy? Masz ulubiony gatunek, tytuły, reżyserów?
Lubię oczywiście Tarantino, może dlatego, że poniekąd się z nim porównuję. On też, zanim zaczął kręcić swoje filmy, oglądał mnóstwo innych na VHS-ach, a ja robię to w kinie. Lubię też Woody’ego Allena, Hitchcocka… Jest tego naprawdę dużo.
Można powiedzieć, że całe moje życie kręci się wokół filmów. Gdyby ktoś zabrał mi możliwość tworzenia i oglądania, to straciłbym ważny kawałek życia.
—–
NaffNaff możecie śledzić na:
—–
Rozmawiała: Katarzyna Szulik